30 czerwca

La-Le Masło pod Oczy. W końcu bez podrażnień!

La-Le Masło pod Oczy. W końcu bez podrażnień!
Moi Drodzy, jak wiecie mam bardzo wrażliwą skórę pod oczami. Wiele produktów takich jak sera, kremy, a nawet płyny micelarne potrafią ją podrażnić i wywołać reakcję alergiczną. Przetestowałam już wiele kosmetyków do pielęgnacji skóry okolic oczu ale zwykle taki produkt nie spełniał moich oczekiwań ze względu na reakcję skóry, która robiła się czerwona i choć nie piekła i nie swędziała, a zaczerwienienie po kilku minutach znikało, to zdecydowanie nie było to zbyt komfortowe i nie zachęcało do dalszego stosowania ów kosmetyku. 


Na targach kosmetycznych miałam przyjemność poznać markę La-Le. Jest to krakowska marka kosmetyków wegańskich, produkowanych na bieżąco w krótkich partiach. Producent bazuje na własnych maceratach, ziołach, naturalnych olejach i olejkach eterycznych. 
W ofercie marki znajdziemy min. masła do ciała, kremy do twarzy, dezodoranty w kremie, pomadki do ust, a nawet proszek do zmywarki! 
Opakowania są bardzo proste, przejrzyste, wręcz apteczne. Minimalizm w najczystszej postaci, który bardzo mi odpowiada i wzbudza zaufanie, dając poczucie produktu o dobrym, prostym składzie. 


Masło pod oczy Zielona Herbata posiada właściwości mocno detoksykujące, odświeżające i redukujące zmarszczki. Sprawia, że skóra jest wypoczęta i odpowiednio odżywiona. Może być stosowane również w przypadku skóry z problemami naczyniowymi. 
Producent sugeruje stosowanie produktu na noc i tak właśnie go używam, ze względu na treściwą, tłustą konsystencję. Masło delikatnie wklepuję pod oczy i na powieki. Nie wchłania się całkowicie, pozostawiając wyczuwalną warstwę na skórze ale jako produkt polecany do pielęgnacji nocnej ma do tego pełne prawo :D 


Masła używam już ok. 3 miesięcy i śmiało mogę powiedzieć, że jest to najlepszy produkt do pielęgnacji skóry wokół oczy jaki miałam przyjemność (bądź nie) używać. To co w nim lubię najbardziej to brak jakiekolwiek podrażnienia delikatnej skóry pod oczami. Produkt wręcz koi, wygładza i lekko rozjaśnia. Skóra jest napięta, wyraźnie odżywiona i nawilżona. Nie redukuje zmarszczek ale powiedzmy sobie szczerze, żaden krem nie sprawi, że znikną one w 100%. 
Zapach jest delikatny, świeży, bardzo przyjemny, a to pewnie za sprawą olejku eterycznego Green Tea,
Opakowanie 30 ml powinniśmy zużyć w ciągu 16 tygodni od otwarcia. Po 3 miesiącach regularnego stosowania zostało mi jeszcze ok. pół słoiczka, więc produkt jest bardzo wydajny i raczej nie zdążę zużyć go przed upływem 4 miesięcy ale po tym czasie na pewno wykorzystam go jeszcze do pielęgnacji skórek przy paznokciach bądź do stóp :)



Skład: Masło shea, macerat z zielonej herbaty, ekstrakt z zielonej herbaty, olejek eteryczny green tea, mika

Cena to 20 zł na stronie producenta, a czas oczekiwania na produkt to ok. 7 dni, ze względu na to, że kosmetyki produkowane są na bieżąco po dokonaniu zamówienia. 
Jak dla mnie minusów brak, a ja jestem wręcz oczarowana marką La-Le :)
A Wy znacie ich produkty? Jakie kosmetyki stosujecie w pielęgnacji skóry wokół oczu? :)


źródło: www.la-le.pl, www.kopalnia-zdrowia.pl

23 czerwca

Lovingeco Naturalny Omega Regenerujący Olejek do Twarzy. Uwielbiam!

Lovingeco Naturalny Omega Regenerujący Olejek do Twarzy. Uwielbiam!
Cześć Kochani. Nie będę kolejny raz usprawiedliwiać swojej długiej nieobecności. No cóż, doba jest zdecydowanie za krótka, a 14-tygodniowy szczeniak i niesforny dwulatek pochłaniają większość mojego czasu ;) Do tego minione upały i dolegliwości III trymestru ciąży dały się we znaki i przyznam się szczerze, że ostatnio trochę opadłam z sił. 
Ale za to dzisiaj chcę przedstawić Wam produkt, który choć wygląda niepozornie skradł moje serce w 100%. A mowa o Olejku Regenerującym do Twarzy z serii Omega polskiej marki Lovingeco
Jest to kompozycja 6 naturalnych olejów: słonecznikowego, makadamia, migdałowego, arganowego, z baobabu oraz jojoba zamknięta w 30 ml, szklanej buteleczce z dozownikiem. 


Producent zaleca stosowanie olejku do skóry twarzy, szyi i dekoltu raz dziennie, najlepiej na noc. Ja używam go tak naprawdę do wszystkiego. Do włosów, twarzy, dekoltu. Do pielęgnacji ciążowego brzuszka i skórek przy paznokciach. Uwielbiam go nie tylko za działanie ale również piękny, subtelny, bardzo kobiecy aromat, który jako jeden z niewielu w ostatnim czasie nie powoduje u mnie mdłości i nie męczy nosa ;) 


Bardzo lubię nakładać go po kąpieli na lekko wilgotną skórę. W moim przypadku nie wchłania się całkowicie pozostawiając delikatną warstwę na skórze, co przy stosowaniu na noc zupełnie mi nie przeszkadza. Za to rano skóra jest bardzo miękka, gładka, cudownie odżywiona. Rzadziej stosuję go do pielęgnacji twarzy właśnie ze względu na to, że jednak pozostaje wyczuwalny na skórze, a przy wyższych temperaturach moja twarz dosłownie się poci, więc nie chcę jej dodatkowo natłuszczać. 


Za to świetnie sprawdza się jako serum na końcówki włosów. W minimalnej ilości nakładam go na kocówki np, przed suszeniem zabezpieczając je przed wysoką temperaturą. Włosy pięknie lśnią. nie puszą się. Wyglądają po prostu zdrowo :)


Jak widzicie olejek jest kosmetykiem wielofunkcyjnym i sprawdza się nie tylko do pielęgnacji twarzy ale również włosów i całego ciała. 
Dla mnie to zdecydowany hit marki Lovingeco i serdecznie Wam go polecam. Szkoda, że nie występuje w większej pojemności bo stosowany na wiele sposobów bardzo szybko znika z buteleczki. 
Cena to 35 zł na stronie producenta.
Poniżej pełny skład produktu

INCI: Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Olea Europea (Olive) Fruit Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Olive Glycerides, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Adansonia Digitata Seed Oil, Tocopherol, Parfum.

A Wy macie takie kosmetyki, które stosujecie nie tylko zgodnie z ich przeznaczeniem?
Znacie markę Lovingeco? :)
Pozdrawiam ciepło :)

05 czerwca

Cześć, jestem Aslan! :)

Cześć, jestem Aslan! :)
Kochani wiem, że ostatnio bardzo zaniedbuję blogowanie ale mam na to usprawiedliwienie :D
Kilka dni temu nasza rodzinka powiększyła się o 11 tygodniowego czworonoga. Razem z mężem podjęliśmy decyzję o zakupie Berneńskiego Psa Pasterskiego z Hodowli Pasja Wyboru. 


Wiem, że dla wielu osób nasza decyzja może wydawać się pochopna i nie do końca rozsądna. Mamy dwuletniego synka, a w dodatku w sierpniu przyjdzie na świat nasza córeczka. Jednak przez to, że zarówno ja, jak i mój mąż wychowywaliśmy się w towarzystwie pieska, to nie wyobrażam sobie aby nasze dzieci nie miły psiego przyjaciela. Nie ukrywam, jest ciężko. Nauka czystości, 'docieranie się' dziecka z wcale nie małym szczeniakiem, a do tego powiększający się brzuszek i inne ciążowe dolegliwości. Szczerze? Mieszanka wybuchowa! Jednak z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że ani trochę nie żałuję tej decyzji. Cudownie się patrzy jak dwuletni Skarbek z dokładnością układa zabawki i kocyk w posłaniu psiaka. Jak delikatnie go głaszcze i choć jeszcze trochę niepewnie szuka z nim kontaktu. Aslan za to skrupulatnie wylizuje małe stópki Nikosia i traktuje go jak swojego, psiego brata, czasami zbyt entuzjastycznie reagując na jego towarzystwo :D Do tego podkradnie zabawek (tak, była już wojna o piszczącą piłkę), wykradnie jedzenia z miski, podgryzanie wszystkiego i wszystkich. Nie jest lekko ale za to wesoło, rodzinnie, po prostu pięknie :)




A Wy jesteście za czy przeciw wychowywaniu się dzieci razem ze zwierzętami? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na ten temat :) 
Copyright © Naturalnie Mineralnie , Blogger