13 listopada

MOKOSH Polskie kosmetyki naturalne. Test kremu do twarzy Figa i Hydrolatu Werbena

Dzień dobry Moi Drodzy! Niestety obowiązki związane z budową domu, porządki na działce, opieka nad półtorarocznym łobuziakiem i codzienne zajęcia zwykłej kury domowej skutecznie uniemożliwiły mi przygotowywanie kolejnych postów, stąd moja dość długa nieobecność. Ale w końcu udało mi się wygospodarować odrobinę czasu by napisać dla Was recenzje kosmetyków marki Mokosh, które w ostatnim czasie miałam okazję przetestować. Czy jestem z nich zadowolona? Przekonajmy się :)




Marka Mokosh jest polskim producentem kosmetyków naturalnych, a jej nazwa pochodzi od imienia starosłowiańskiej bogini Mokosz, bogini ziemi, wilgoci, urodzaju i płodności, która w pradawnych wierzeniach opiekowała się plonami i kobietami. Ich kosmetyki wyróżniają się ciekawym designem opakowań, niepowtarzalnymi zapachami i wyjątkowymi składnikami. Mokosh oferuje nam 
kosmetyki bazowe takie jak m.in oleje, sole, glinki oraz linie kosmetyków wieloskładnikowych opartych na naturalnych surowcach takich jak masło Shea, olej jojoba, olej ze słodkich migdałów, suszone owoce.

Od dłuższego czasu bardzo ciekawiły mnie produkty Mohosh i w końcu w moje ręce wpadł Wygładzający Krem do Twarzy Figa oraz Hydrolat Werbena.




Kilka słów od producenta

Innowacyjny, a zarazem naturalny krem o apetycznym zapachu figi do regularnej pielęgnacji każdego typu skóry. Stworzony na bazie naturalnych olei i ekstraktów wykazuje silne właściwości nawilżające, regenerujące i odżywcze. W swoim składzie zawiera m.in.: egzotyczny olej z baobabu, który działa przeciwzapalnie i regenerująco w różnych warstwach naskórka, olej arganowy o silnym działaniu nawilżającym i odmładzającym, olej jojoba, który zmiękcza skórę i odbudowuje jej płaszcz hydrolipidowy. Dodatkowo aktywnie działające naturalne ekstrakty z figi, lnu i bawełny oraz kompleks AQUAXYL™ z naturalnym ksylitolem nawilżają, rozświetlają, odżywiają skórę oraz chronią przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych i wolnych rodników.

INCI: Aqua, Coco-Caprylate Caprate**, Makadamia Ternifolia Oil*, Polyglyceryl-3 Dici-trate/Stearate**, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Isostearyl Isostearate, Prunus Amygdalus Dulcis ( Sweet Almond) Oil*, Glycerin**, Glyceryl Stearate, Argania Spinosa Kernel Oil*, Adansonia Dig-itata Seed Oil*, Stearyl Alcohol, Cellulose, Xylitylglucoside**, Xanthan Gum, Anhydroxylitol**, Xyli-tol**, Ficus Carica (Fig) Fruit Extract*, Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Extract*, Linum Usitatis-simum (Linsed) Seed Extract*, Benzyl Alcohol***, Dehydroacetic Acid***, Tocopherol, Benzoic Acid***, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Parfum, Cou-marin, Linalool

Krem oryginalnie otrzymujemy w brązowym opakowaniu o pojemności 60 ml, za który musimy zapłacić 139 zł na stronie producenta, więc jak na moją kieszeń jest to spora kwota. Na szczęście marka oferuje również ten sam produkt w mniejszym opakowaniu (15 ml) z białą etykietą za 45 zł i taką pojemność właśnie posiadam. Tak naprawdę jeśli ktoś już zna i lubi ten krem to zakup mniejszego opakowania zupełnie się nie opłaca ale niestety moja cera jest bardzo wrażliwa, kapryśna i różnie reaguje na niektóre składniki aktywne zawarte w kosmetykach (patrz Krem pod Oczy Resibo :P ), więc wolałam nie ryzykować wydania tak dużej kwoty na produkt, który mógłby się u mnie nie sprawdzić. 




Krem ma leciutką konsystencję, dzięki czemu wchłaniała się niemal od razu. Pozostawia matowe wykończenie i lekko napina skórę. Mnie ten efekt trochę przeszkadza, gdyż mam wrażenie, że cera nie jest odpowiednio nawilżona, wręcz delikatnie ściągnięta. Jednak po nałożeniu makijażu mineralnego suche skórki są niewidoczne, wręcz poziom nawilżenia, a raczej nawodnienia skóry wydaje się być dostateczny. 
Krem cudownie pachnie; słodko, kobieco, otulająco.
Nie uczula, nie podrażnia i nie zapycha porów. Całkiem nieźle współgra z makijażem mineralnym choć podkład trzyma się na nim nieco gorzej niż w przypadku kremu Naffi marki Iossi (klik). Tak naprawdę bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na mniejsze opakowanie. W ogólnej ocenie krem jest całkiem ok ale biorąc pod uwagę dość bogaty skład oczekiwałam lepszego nawilżenia i odżywienia skóry. O ile na początku jesieni poprawnie radził sobie z moją suchą cerą, tak teraz gdy sezon grzewczy w pełni, a na dworze coraz chłodniej to mam wrażenie, że nie zapewnia mojej skórze odpowiedniej ochrony. Być może lepiej sprawdzi się w przypadku cery stricte mieszanej lub tłustej. Ja właśnie końce swoje opakowanie i raczej ponownie do niego nie wrócę. 

Hydrolat Werbana zakupiłam na wrześniowych Ekotykach (klik).




Co mówi producent?

Skoncentrowany i aktywny hydrolat z werbeny stworzony na bazie krystalicznej wody źródlanej ma działanie przeciwzapalne i antybakteryjne. Ściąga pory i reguluje wydzielanie sebum. Jest polecany do pielęgnacji skór tłustych, mieszanych, z tendencją do powstawania niedoskonałości. Hydrolat nawilża, tonizuje i odświeża skórę. Charakteryzuje się subtelnym, ziołowym zapachem.

INCI: Lippia Citriodora Flower/ Leaf/Stem Water, Citric Acid*, Potassium Sorbate*, Sodium Benzoate* 

Hydrolatu używam podobnie jak Wody Różanej Make Me Bio (klik), czyli po oczyszczaniu skóry w formie toniku. Nie odważyłam się jeszcze zastosować go jako dodatek do maseczki z glinki, a już piszę dlaczego. Hydrolat po aplikacji wywołuje na mojej skórze lekkie pieczenie i dość duże zaczerwienie twarzy, które ustępują po ok. 20 minutach. Konsultantka marki Mokosh uprzedzała, że taka reakcja może wystąpić ale powiem szczerze, nie przypuszczałam, że będzie powodowała aż taki dyskomfort i niestety używanie hydrolatu do najprzyjemniejszych nie należy. ALE! No właśnie, efekty jakie daje na skórze przy regularnym stosowaniu (w moim przypadku tylko wieczorem ze względu na buraka, którego powoduje) są bardzo pozytywne. Rzeczywiście cera mniej się świeci, a drobne zmiany zdecydowanie szybciej się goją. Niestety nie zauważyłam aby pory były zmniejszone, a na to liczyłam najbardziej. 




Hydrolat nie przesusza i nie powoduje ściągnięcia skóry, chociaż spektakularnego nawilżenia również nie zapewnia. Za to zapach jest cudowny! Nawet nie sądziłam, że aż tak lubię aromat werbeny :D Jest świeży, pobudzający, dość intensywny. 
Cena produktu nie jest niska. Za buteleczkę z atomizerem o pojemności 100 ml płacimy 39,90 zł. Hydrolat spełnia swoje zadanie prawie w 100%, jednak przez 'efekty uboczne' w postaci pieczenia i zaczerwieniania raczej nie skuszę się na niego ponownie. Marka oferuje także Hydrolat Malina z Aloesem, Hydrolat Pomarańcza i Hydrolat Róża, więc być może wypróbuję któryś z  nich.




Obecnie stosuję również Balsam Brązujący do Twarzy i Ciała Mokosh i niebawem podzielę się z Wami moją opinią. Na ten moment mogę Wam zdradzić, że warto go kupić chociażby ze względu na zapach, który jest obłędny :D
A Wy znacie kosmetyki marki Mokosh? :)

Źródło: www.mokosh.pl

19 komentarzy:

  1. ja jestem zakochana w oleju żurawinowym i balsamie pomarańcza z cynamonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleju żurawinowego nie miałam, a balsam posiadam w wersji brązującej. Zapach jest cudowny! :)

      Usuń
  2. Pieczenie po hydrolacie mocno by mnie wystraszyło, mam cerę naczynkową i takie działanie bardzo mogłoby jej zaszkodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie też jestem posiadaczką cery z problemami naczyniowymi i być może stąd taka reakcja skóry.

      Usuń
  3. Miałam kilka produktów z Mokosh i bardzo je lubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. szkoda ze w poznaniu nie ma ekotykow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ubolewam, że tego typu 'imprezy' nie są organizowane w Łodzi:(

      Usuń
  5. Słyszałam już trochę o tej marce, ale sama nie miałam okazji ich wypróbować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również niedawno rozpoczęłam przygodę z ich kosmetykami. Jedne pasują mi bardziej inne spisują się nieco gorzej ale uważam, że produkty Mokosh są warte przetestowania :)

      Usuń
  6. Z Mokosha znam tylko pomarańczowe serum do twarzy, które baaaardzo polubiłam. Z przyjemnością sięgnęłabym również po hydrolaty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie miałam okazji wypróbowania ich serum ale bardzo kusi mnie nowe serum z figą :)

      Usuń
  7. Spróbuj hydrolatu różanego Mokosha, czy innej marki ;) Fajnie łagodzi skórę, ze wszystkich hydrolatów właśnie ten lubię najbardziej. Poczekam na recenzję balsamu brązującego, bardzo ciekawi mnie ten kosmetyk ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stosowałam Wodę Różaną Make Me Bio i rzeczywiście łagodzi i wycisza skórę tylko zapach trochę mnie męczył. Może skuszę się na hydrolat różany Mokosha:

      Usuń
  8. U mnie pieczenie zdyskwalifikowałoby większość kosmetyków:(
    Jestem ciekawa tego balsamu brązującego, może powinnam się na niego skusić żeby przekonać się do marki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balsam brązujący jest bardzo ciekawym produktem i ja jestem z niego zadowolona. Polecam, może polubisz markę Mokosh :)

      Usuń
  9. Takie testy są bardzo przydatne, dlatego też chętnie wracam na tego bloga https://kazaro.pl/k/60/barber-shop

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo dobrze wypadł ten test, koniecznie muszę wypróbować bo nie często spotykam się z polską marką produkującą naturalne kosmetyki

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawiony komentarz. Z przyjemnością zajrzę również na Twojego bloga :)

Copyright © Naturalnie Mineralnie , Blogger